Shopping Cart

Brak produktów w koszyku.

Między prawem, polityką, a cybernetyką – adwokat nowego wzoru

Jacek Wilk LL.M. – adwokat, ekonomista i audytor systemów zarządzania bezpieczeństwem informacji. Ekspert prawa gospodarczego oraz prawa informatyki i Internetu. Kandydat w wyborach na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2015 roku oraz Poseł na Sejm RP VIII Kadencji (pełnił funkcję wiceprzewodniczącego komisji ustawodawczej oraz komisji ds. zmian w kodyfikacjach, jak również był członkiem delegacji poselskiej do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, w którym należał do Komisji Prawnej). Autor kilku publikacji z zakresu tematyki swobód i wolności osobistych i gospodarczych oraz popularyzator wiedzy prawniczej w mediach społecznościowych – jego niektóre wpisy i przekazy live cieszyły się kilkumilionowymi zasięgami.

Co robić aby zostać liderem?

Nie mam pojęcia! (śmiech)

Jak to – lider nie wie jak został liderem?

Nie mnie oceniać, czy zostałem liderem, ale jedno wiem z całą pewnością – nikt nim nie stanie tylko dlatego, że tak sobie postanowił, zaplanował lub wymyślił. Na to składa się wiele czynników i okoliczności, z których bodaj najważniejsze są całkowicie niezależne od naszego „chcenia”.

Chce Pan przez to powiedzieć, że liderem trzeba się po prostu urodzić?

Nie. Trzeba raczej nauczyć się umiejętnie rozwijać i uzupełniać niezbędne cechy oraz predyspozycje, którymi obdarzyła nas już natura tworząc każdego jako unikalną, niepowtarzalną jednostkę samosterującą. Pewnych przymiotów – jak wrodzone cechy usposobienia i charakteru – nigdy w sobie nie wytworzymy, ale cała sztuka to umieć zarządzać tymi, które posiadamy – wykorzystując do maksimum swoje mocne strony i jednocześnie „chowając” słabe.

Proszę w takim razie powiedzieć – jakie cechy wrodzone musi mieć lider, a o jakie powinien „samego siebie” uzupełnić?

Na pewno nie zostanie liderem nikt, kto nie posiada odpowiedniej dozy wrodzonej energii, determinacji, uporu, cierpliwości, odporności i wytrzymałości – także fizycznej. Ogromnym atutem jest posiadanie jakiegoś talentu lub choćby wysokiej biegłość w pewnej dziedzinie wiedzy lub umiejętności praktycznych – nie ma przy tym większego znaczenia czy to będzie na przykład prawo, czy może grafika komputerowa. Po prostu trzeba się „na czymś znać”, bo to daje nam niezbędną dozę pewności siebie i poczucia, że mamy innym do zaoferowania coś wartościowego – co będą chcieli od nas „kupić”. Ale to wszystko na nic się nie przyda, jeśli nie opanujemy dodatkowo dobrej metody umiejętnego i efektywnego postępowania z ludźmi – tak, żeby po prostu dobrze się im z nami pracowało lub współpracowało, żeby nam ufali i sami chcieli podążać za celami, które obraliśmy. Wszystko to sprawia, że inni chcą podejmować wraz z nami ryzyko współdziałania dla wspólnej korzyści. Koniec końców liczą się tylko nasze dobre stosunki z czterema grupami osób – z naszymi wspólnikami, kontrahentami, pracownikami i klientami – bo w ostatecznym rozrachunku to od efektów tych właśnie relacji zależy to, czy „nam się uda”, czy nie. Dodam w tym miejscu, że nie wierzę w te wszystkie nowoczesne, modne, do bólu schematyczne, a przez to zawsze sztuczne metody zarządzania współpracą i relacjami z ludźmi. Stanowczo odrzucam wszelkie takie metody jeśli nie są oparte o to, co jest zawsze najważniejsze bez względu na czasy – szacunek, kultura i zaufanie w stosunku do innej osoby. Szef posługujący się grubiaństwem czy wręcz chamstwem w przekonaniu, że przez to uchodzi za „silnego” jest po prostu słabym, niepewnym siebie, a przez to komicznym człowieczkiem bez autorytetu i nie rokuje większych szans na sukces w „liderowaniu”. Ludzie z klasą, wiedzą i autorytetem – a tylko za takimi chętnie idziemy – nie potrzebują wrzeszczeć i epatować epitetami dla spowodowania u innych oczekiwanego przez siebie działania.

A gdyby miał Pan wskazać tę jedną, najważniejsza cechę, jaką powinien posiadać dobry i skuteczny w swej dziedzinie lider to byłaby to…?

Pokora.

Żartuje Pan? Pokorny lider? Takie okazy istnieją w ogóle w przyrodzie?

Śmiem twierdzić, że ogromna większość najlepszych w swych dziedzinach liderów stała się nimi dzięki rozwijaniu w sobie właśnie tej, niezwykle pożytecznej cechy.

Jak to??

A tak to. We współczesnym świecie nie ma ważniejszej umiejętności niż nawyk ciągłego uczenia się. Przestajesz się uczyć – natychmiast się cofasz, cofasz się – przestajesz osiągać kolejne cele, przestajesz osiągać kolejne cele – wegetujesz gdzieś na bocznicy patrząc tylko, jak cudze pociągi pędzą do przodu. Idealnie byłoby oczywiście móc się uczyć wyłącznie na cudzych błędach, ale – nie oszukujmy się – najlepsza nauka płynie zawsze ze swoich własnych. Ale żeby móc się na nich czegokolwiek nauczyć – najpierw trzeba się umieć przyznać do błędów. I tu dochodzimy do clou sprawy: ludzi wybitnych od przeciętnych odróżnia właśnie umiejętność przyznania się do własnych pomyłek. Oczywiście nikt nie wymaga od nich tego, by po każdej porażce biegali po ulicy i krzyczeli „pomyliłem się”, „zrobiłem błąd” itp. Wystarczy żeby potrafili wyciągnąć konstruktywne wnioski i cenną naukę na przyszłość z każdego swojego potknięcia – tylko tak będą mieć szansę by nie popełnić tego samego błędu po raz kolejny w przyszłości.

A więc „konstruktywna pokora w granicach rozsądku”. Co jeszcze?

Widzenie szerzej. Łączenie w logiczne związki różnych faktów, okoliczności i procesów. Analizowanie interdyscyplinarne. Umiejętność oceniania danego problemu z różnych punktów widzenia bez zamykania się wyłącznie w swojej dziedzinie. Po prostu ciągłe poszerzanie horyzontów i rozwijanie stałej umiejętności patrzenia na wszystko z wielu perspektyw. Dopiero takie podejście daje odpowiednią „syntezę poznawczą”, niezbędną liderowi do podejmowania decyzji – bo w końcu wyróżnia go od innych właśnie to, że potrafi podejmować decyzje. Podejmuje i nie boi się tego – bo musi to zrobić w na tyle szybkim okresie, by jego decyzje nie zdążyły „w międzyczasie” zdezaktualizować się, czyli utracić swojego sensu praktycznego, a zwłaszcza „ekonomicznego”.

To dlatego był Pan długo „wiecznym studentem” i to na tak krańcowo różnych kierunkach jak ekonomia, prawo i informatyka?

I jeszcze filmoznawstwo. (śmiech) W pewnym sensie nadal jestem studentem. Ciągle bardzo mnie pociąga studiowanie i poznawanie kolejnych dziedzin wiedzy. Zresztą studiowanie na przykład informatyki, w tym takich jej dziedzin jak choćby inżynieria oprogramowania czy algorytmika, bardzo pomaga mi widzieć zarządzanie projektami – także prawniczymi – w kategoriach procesów, co znakomicie ułatwia układanie zadań zespołów konsultantów pracujących nad dużymi, wielowątkowymi sprawami, jak i algorytmów do analizy i rozwiązywania złożonych problemów prawnych. Chciałbym też wreszcie, gdy w końcu czas pozwoli, dokończyć moją rozprawę doktorską, którą poświęciłem zupełnie nowej – mojej autorskiej – koncepcji wolności gospodarczej, zbudowanej na analizach i wnioskach płynących z socjocybernetycznej oraz ekonomicznej analizy prawa. Zresztą jest coś absolutnie fascynującego w ciągłym odkrywaniu nowych dziedzin i metod poznania w czasach, w których wszystkim się wydaje, że już prawie wszystko wiedzą. Takim niezwykle ekscytującym odkryciem ostatnich lat jest dla mnie, teraz niestety niemal zapomniana, polska szkoła cybernetyczna. Profesor Marian Mazur i jego „Cybernetyka i charakter” – to było dla mnie wręcz olśnienie. To otwarcie na zupełnie inne sposoby myślenia i opisywania otaczającej nas rzeczywistości – na płaszczyźnie społecznej, gospodarczej, prawnej i wielu innych. Gdyby dzieła profesora Feliksa Konecznego o konstrukcji i istocie cywilizacji oraz prace profesora Mazura z dziedziny cybernetyki były lekturami obowiązkowymi dla polityków i wyższych urzędników publicznych, to uniknęlibyśmy pewnie jako państwo i społeczeństwo co najmniej 80 procent problemów, które sami sobie tworzymy nie rozumiejąc socjocybernetycznych zasad i procesów zachodzących w narodach i gospodarkach.

Czy to dlatego ciągnęło Pana do polityki?

Coś w tym jest. Na politykę patrzę bowiem głównie oczami badacza-cybernetyka właśnie, a będąc już trochę w jej środku staram się poznać bliżej i analizować rządzące polityką procesy sterowania, systemy autonomiczne, sterujące i sterowane oraz wszystko to, co z punktu widzenia socjocybernetyki decyduje o tym, w którą stronę idzie energia zjawisk i zależności rządzących działaniem władzy.

I jakie konkretne i praktyczne wnioski płyną dla Pana z tego typu obserwacji?

Na naszym „podwórku” widzę ogromną – zdecydowanie za dużą – ilość energii społeczno-gospodarczej marnowaną na ruch jałowy państwa – to znaczy na taki, który nie napędza rozwoju ekonomicznego i wzrostu bogactwa narodowego, a służy wyłącznie podtrzymaniu przy życiu anachronicznego – biurokratycznego i nieefektywnego – systemu politycznego. Kiedy to samo kryterium – optymalnego wykorzystania energii społecznej – przyłożymy z kolei do stosunków międzynarodowych, to staje się całkowicie oczywiste, że w światowej rywalizacji handlowej, finansowej i gospodarczej muszą  wygrają Chiny – bo z cybernetycznego punktu widzenia najbardziej efektywnie sterują przepływami energii ekonomicznej. USA i Unia Europejska działają tymczasem jakby dokładnie wbrew elementarnym zasadom socjocybernetyki i dlatego – pozbawiając się możliwości szybkiego wzrostu – skazane są na przegraną w tej wojnie.

Dlatego uczy się Pan teraz chińskiego?

[…]

Zainteresował Cię fragment wywiadu? Zobacz więcej w wydaniu magazynu Liderzy Biznesu i Dobroczynności! Kup wersję elektroniczną lub papierową na pl.leadersmagazine.eu

Podziel się swoją opinią